Karłowata kontestacja

Każda próba zrecenzowania "dzieła" Petera Geyera: mniej lub bardziej świadomą oceną oraz interpretacją przedstawionych w materiale wydarzeń.
Niewiele zostaje do zrecenzowania po obejrzeniu sprawnie zmontowanej ciekawostki Petera Geyera. Nie jest to ani dokument, ani nawet rejestracja; pozorny brak komentarza odautorskiego kompensuje sam fakt selekcji materiału. Ta zaś narzuca optykę montażysty. Jego wizja wydarzeń staje się wizją odbiorcy, umiejętnie pokierowanego w stronę ułudy śledzenia występu "live" . Obrazy z czterech kamer rejestrujących występ Kinskiego w berlińskim Deutschlandhalle Peter Gayer (prawnik oraz wykonawca testamentu niemieckiego aktora) montował 9 lat. Dodatkową trudność stanowiło dopasowanie nagranego oddzielnie dźwięku do ruchu ust Kinskiego. To, co dziś jest telewizyjnym standardem (miksowanie na bieżąco materiału z kilku kamer przy jednoczesnej rejestracji dźwięku) w roku 71 było niemożliwe do wykonania. Benedyktyńska praca Geyera zaowocowała świetnie zrealizowanym, profesjonalnym materiałem filmowym, który wyłoniony ze stosu nieposklejanych archiwaliów pozwala nam dziś podpatrzeć fałsz dwóch mitologii – jednej nieco starszej i dawno zdyskredytowanej, drugiej wciąż niezupełnie odkłamanej. Aktor w stroju hippisowskim, pozbawiony rekwizytów, staje na scenie w świetle jednego reflektora i rozpoczyna swój monolog w obecności 5000 tys. widzów. Jednak już po kilku minutach następują pierwsze zakłócenia. Z widowni dobiegają okrzyki oburzenia, drwina, słowne zaczepki. Co je wywołało? Kinsky, znany sybaryta i nieprzyzwoicie bogaty ekscentryk, ogniście odmalowuje wizje krzywdzonego, ubogiego Chrystusa, wyrzutka społecznego, którego poniewiera cała ludzkość, czyniąc z niego dziwkę. Hippisowska cnota ubóstwa nie wydaje się w oczach odbiorców życiowym ideałem Kinskiego. Sugestywną grę aktorską biorą za hipokryzję. "Oddaj mi moje 10 marek!" krzyczy oburzony kontestator, dziecko rewolucji 68 r. Kinsky traci nad sobą kontrolę... Tym samym padł kolejny bastion mitologii artysty-wieszcza. Rzeczywistość dorównała postulatom.   Kim są zatem widoczni w materiale filmowym postulanci, w moim przekonaniu o wiele bardziej istotni niż rozpaczliwa obrona poddanego atakom pojedynczego ego? Otóż są idiotami. Ich egzaltacja przekracza granicę wyznaczoną przez płonące oczy Kinskiego. Upierają się przy dialogu w sytuacji, która wymaga komentarza, nie polemiki. Wyskakują na scenę, krzycząc "Kinsky nie jest Bogiem, uwierzcie mi!". To doprawdy rewolucyjna teza. Gdyby wampiryczny Klaus nie był tak nerwowy, pewnie by się roześmiał. A tak obił faceta mikrofonem. Część widzów opuściła Deutschlandhalle pod eskortą policji, większość zrezygnowała z dalszego przedstawienia całkowicie dobrowolnie. Czy faktycznym powodem tego przesiewu był karygodny konserwatyzm Kinskiego, który zamiast wejść w dyskusję, wolał brnąć zarastającą już ścieżką Wielkiej Improwizacji? A może motorem całej sytuacji, tym, co faktycznie ją napędziło, była naturalna selekcja odbiorców, ubarwiona modnym wówczas gniewem? Zdając sobie sprawę z tego, jak różne mogą być oceny zarejestrowanej w 71 r. sytuacji, skłonna byłabym upierać się przy drugiej hipotezie. I tym chyba będzie każda próba zrecenzowania "dzieła" Petera Geyera: mniej lub bardziej świadomą oceną oraz interpretacją przedstawionych w materiale wydarzeń. Nie spełniają one podstawowej funkcji recenzenckiej konkluzji: nie wyjaśniają, dlaczego warto wybrać się na dany film do kina. A wybrać się warto. Bo własne zdanie to wartość niezarezerwowana wyłącznie dla kontestatorów.  
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones